Weekend na Warszawskim Festiwalu Filmowym
Doznałam niesamowitych emocji po trzech dniach Warsaw Film Festival . Pierwszy seans, który miał miejsce w mojej ulubionej premierowej sali nr 1 w Multikinie w piątek, zaskoczył mnie przewrotnością fabuły. "Nauczycielka" Jana Hrebejka okazała się kimś kompletnie innym niż początkowo przypuszczałam. Po pierwsze - aż nóż mi się otwierał w kieszeni, kiedy obserwowałam jej dalsze potyczki w szkole. Po drugie - chociaż system polityczny się zmienił, podobne do niej osoby wciąż uczą w szkołach (nie tylko słowackich, ale i polskich) i wszelkie krzywdy, jakie wyrządzają uczniom, uchodzą im na sucho. Drugi dzień rozpoczęłam o 13:45 z filmem "Nasza love story". Zachowana zasada decorum (ach, ta starożytność) - odpowiednio zastosowany do historii kameralny ton, czasem humorystyczne wstawki, a przede wszystkim - prawdziwe spojrzenie na związek - od nieśmiałych początków aż po wątpliwości, niedopowiedzenia, o których zawsze zapominają twórcy pracujący nad tematem miłoś