13. "Niemożliwe" - recenzja

"Close your eyes and think of something nice"

Dramat "Niemożliwe" reżyserii Juan Antonio Bayon'a obrazuje historię małżeństwa, które wraz z dziećmi udało się w czasie świąt Bożego Narodzenia do Tajlandii. Bohaterowie nie przewidzieli jednak, że będą musieli stawić czoło katastrofie, która może ich na zawsze rozdzielić.

Na szczęście, fabuła nie skupia się na wakacyjnej sielance. Już po piętnastu minutach filmu stajemy się świadkami rozpaczliwej walki o przetrwanie, odnalezienie bliskich i zachowanie własnej tożsamości. Widzimy, jak każdy, nawet najmłodszy z synów, pokonuje słabości i przekłada dobro rodziny ponad własne.

"Niemożliwe" gra na naszych uczuciach. Niektóre sceny, podczas których emocje bohaterów aż wylewają się z ekranu, wywoływały wielkie wzruszenie. Z moich obserwacji wynika, że nie tylko żeńska część widowni płakała. Jednak nie tylko wywoływanie wzruszenia jest zaletą tego filmu. Na uznanie zasługują również efekty specjalne i nakręcone z precyzją zdjęcia Óscara Faury.

Przede wszystkim należy docenić role najmłodszych aktorów. Tom Holland (Lucas) nie tylko dorównywał poziomem aktorstwa Naomi Watts (Maria). Sceny, w których ważne były uczucia, pokazywały, że dziecięca prawda w oczach sprawdza się lepiej niż doskonały warsztat aktorski. To sprawiło, że gra Watts i Ewana McGregora (Henry) wzbudzała u mnie mniejszy zachwyt niż gra chłopców.

"Niemożliwe" poleciłabym każdemu, kto ma w sobie odrobinę empatii. Zdecydowanie odradzam tym, którzy nastawiają się na rozrywkę. To nie jest film, który można oglądać jednym okiem i który zamierza pozostawić widza w obojętności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Gwiazda Szeptów" ("Hiso hiso boshi") - recenzja

Międzynarodowy Festiwal Filmowy "Transatlantyk" cz. I

Premiery kinowe w czerwcu 2017 r.