"The Neon Demon" - minirecenzja
Z cyklu: "niektórych do wyjścia na dwór motywują
Pokemony, a mnie - kino":
Pokemony, a mnie - kino":
Tradycyjnie w czasie wakacyjnej nudy wybieram się (chyba przez własną nadgorliwość) na kilka seansów przedpremierowych. Niekiedy są one faktycznie warte zobaczenia (jak "Carol" podczas listopadowego seansu), czasem nie, ale zawsze jest to ciekawe przeżycie i gwarancja sali kinowej wypełnionej po brzegi. Takie doświadczenie towarzyszyło mi podczas oglądania "The Neon Demon" - nowego nabytku dystrybucji Gutek Film.
Z opisu dowiadujemy się, że rzecz cała tyczy się pewnej urodziwej szesnastolatki, która próbuje odnieść sukces w świecie mody (a w domyśle - plastikowych kobiet, perwersyjnych fotografów i makijażystek o nekrofilskich popędach).
Elle Fanning w najwyższej formie - gra piękność, ale jednocześnie nie robi ze swojej bohaterki głupiutkiej blondynki. Owa postać ma w sobie dziecięcą niewinność, ale jest świadoma swojej urody i wartości, co nakręca zawiść jej starszych rywalek, a dodatkowo pakuje ją w niebezpieczną relację z jedną z nich.
Sam w sobie film w pewnym momencie przypominał eksperyment wizualny, a niekiedy sprowadzał widza na ziemię przewidywalnymi rozwiązaniami fabularnymi. A jest ich sporo. Jednakże klimat pozostaje - dzieło reżysera można odbierać wieloma zmysłami i chyba po to zostało stworzone. Jedyne, co przeraża, to wszechogarniająca te wszystkie zabiegi pustka. Motywy bohaterek nakreślono prostymi liniami, a prezentowany w filmie świat potraktowano surowo i nieco ironicznie. Dzięki tej ironii cały Neonowy Demon obronił się przed banałem, rozluźnił atmosferę na widowni i trochę rozgrzeszył reżysera. Gdyby nie to, byłabym w stanie sklasyfikować Nicolasa W. Refna jako pseudoartystę. A tak, to "może jeszcze jest nadzieja na lepsze jutro".
Czekam na więcej, równocześnie polecając tę współczesną baśń o zepsutym świecie.
Komentarze
Prześlij komentarz